Tutaj powinien być opis

Zostań autorem legendy!

     Piątoklasiści omawiali na lekcjach języka polskiego mity i legendy. Poznali cechy tych gatunków epickich.  Wiedząc, jakie elementy musi zawierać legenda, pisali prace  na temat ciekawych miejsc w naszej Gminie.  

    Praca Martynki Maciejko wyjaśnia nam, skąd pochodzi nazwa rzeki płynącej przez Siekierczyn. Miłej lektury.

 Małgorzata Małek

MARTYNA MACIEJKO

Kl. V


                                                              Siekierka

 

        Rzecz miała miejsce w czasach, kiedy Siekierczyn wcale nie nazywał się Siekierczynem, ludzi i domostw było we wsi niewiele, a pola uprawne porastały gęste lasy. 

        Na skraju wsi, w niewielkiej chacie mieszkał trzynastoletni Janek wraz ze swoimi starymi rodzicami. Biednie żyli. Matka chłopca była niegdyś praczką, ale zimna woda powykręcała jej stawy i od dawna już nie mogła pracować. Dom był na utrzymaniu ojca, który był cenionym            w okolicy drwalem. Niestety,   któregoś dnia, kiedy pracował w lesie, konar drzewa spadł mu na rękę,  miażdżąc ją doszczętnie. I, mimo że lekarze się starali, ręki nie dało się uratować. 

- Co ze mnie za drwal bez ręki? - płakał ojciec. - Z czego będziemy teraz żyć? 

Nadchodziła zima, a w spiżarni w domku na skraju wsi pustki. Martwiła się matka, że kaszy nie starczy, że słoniny za mało, że głodować będą. 

Wiatry coraz silniejsze, powietrze coraz mroźniejsze, przymarzały z zimna okna w chacie. 

- Nie martw się, mamuś, zaraz będzie ciepło. - pocieszał ją syn. 

Zabrał Janek siekierę do lasu narąbać drewna na opał.  

Rąbał zawzięcie, ale drewno już było zmarznięte i twarde. Ledwo na niewielkie ognisko by starczyło. Zabrał Janek do domu tyle, ile udało mu się narąbać i rozpalił pod piecem.  

Widział jednak, że drzewa jest za mało. Poszedł więc drugi raz do lasu. Wbijał siekierę raz po raz w co cieńsze gałęzie, ale nie udawało mu się narąbać drewna.  

Zebrał w kurtkę chrust leżący pod drzewami i wrócił ze zdobyczą do domu.  

Zmurszałe gałęzie i pnie nie chciały się jednak zbyt dobrze palić. W piecu kopciło się i ogień przygasał.  

Janek po raz trzeci wyruszył do lasu. Znów ciął oporne gałęzie. Łzy goryczy i bezsilności płynęły mu po policzkach. Przy którymś z uderzeń o zbyt twardy konar siekiera pękła. Janek rozpłakał się już na dobre. Jak miał pomóc rodzinie? 

Usiadł zrezygnowany nad rzeką i ze złością rzucił połamaną siekierę w wodę. 

- Po coś, Janku, tutaj przyszedł? - dał się słyszeć głos – Dlaczego wrzucasz mi do wody swoje narzędzia? Zakłócasz mój spokój! Straszysz zwierzęta! 

Janek wystraszył się i zaczął się rozglądać. Nie zauważył jednak nikogo, kto mógłby do niego kierować te słowa. Ukrył twarz w dłoniach i szlochał. 

- Po coś, Janku, tutaj przyszedł? - rozległo się ponownie - Dlaczego wrzucasz mi do wody swoje narzędzia? Zakłócasz spokój! Straszysz zwierzęta! 

Wystraszony Janek zerwał się na równe nogi i rozejrzał się uważniej po okolicy. Jednak i tym razem nikogo nie zauważył. Nachylił się nad rzeką,  chcąc opłukać zapuchnięte od płaczu oczy. 

- Po coś, Janku, tutaj przyszedł? - usłyszał. - Dlaczego wrzucasz mi do wody swoje narzędzia? Zakłócasz spokój! Straszysz zwierzęta! 

Tym razem Janek słyszał wyraźnie, że głos dochodzi ze strony rzeki i zrozumiał, że to ona go pyta. Tam, gdzie wrzucił siekierę do wody, kipiała ona nienaturalnie, pieniła się i burzyła. Wystraszył się chłopak nie na żarty. Postanowił jednak, że skoro go pytają, to udzieli odpowiedzi. I zaczął opowiadać rzece o niedoli, jaka spotkała jego dom, o chorej matce, o niepełnosprawnym ojcu i o głodzie, jaki ich czeka. Mówił o strachu, o swojej bezsilności, o biedzie, o nadchodzącej zimie. Wśród łez opowiedział o tym, jak próbował narąbać drewna na opał, jak złamał siekierę i jaki czuje się bezużyteczny.  

A rzeka szumiała, słuchała i milczała. 

      Wypłakał się chłopak, wyżalił. Otarł twarz rękawem starej kurtki. Chwilę patrzył, gdzie pod wodą leżała siekiera i wszedł do rzeki, by ją wyciągnąć. Woda pociemniała, zaszumiała ostrzegawczo i złowrogo, ale raptem uspokoiła się i rozstąpiła, odsłaniając Jankową siekierę. Ostrze lśniło nowością, trzonek był mocny i dobrze osadzony. Zdziwiony chłopiec sięgnął po nią ręką i stwierdził, że była lekka i poręczna, musiał też bardzo uważać, gdyż była bardzo ostra. Oczy zabłysły mu zachwytem. Porwał narzędzie i pobiegł narąbać drewna do lasu. Pracował w pocie czoła, a siekiera gładko cięła nawet najgrubsze konary. Wrócił chłopak do domu, uginając się pod ciężarem drewna. 

Rozpalił pod piecem. W domku natychmiast zrobiło się cieplej. Matka nastawiła kaszy na kolację, a ojciec w końcu ogrzał stare kości. Ogień huczał w palenisku aż do rana.  

Na drugi dzień Janek znów poszedł do lasu. Tym razem praca nie szła mu tak dobrze. Siekiera stępiła się od wczorajszego rąbania i ciężko było Jankowi nazbierać wystarczającą ilość drewna. Trzeciego dnia było jeszcze gorzej. Chłopcu wydawało się, że łatwiej byłoby mu połamać gałęzie, niż ich narąbać. Zrządzeniem losu znów stał nad rzeką i znów rozgoryczony rzucił siekierę w jej toń.  

- Po coś, Janku, tutaj przyszedł? - zaszumiała rzeka - Dlaczego wrzucasz mi do wody swoje narzędzia? Zakłócasz spokój! Straszysz zwierzęta! 

Janek ponownie opowiedział rzece o swoich zmartwieniach, o tym, że ostrze się stępiło, że nie uda mu się z rodziną przetrwać zimy. 

Rzeka szumiała łagodnie i milczała. 

       Jednak Janek zauważył, że woda rozstępuje się w miejscu, gdzie wrzucił siekierę, a ta była nowa, lśniąca i ostra. Ucieszony chłopak nową siekierą narąbał drewna z zapasem na kilkanaście dni. Choć na dłoniach miał pęcherze i plecy go bolały od ciężaru, jaki nosił do domu, pracował wytrwale do nocy. Bał się, że następnego dnia siekiera będzie tępa. I tak też się stało. Nazajutrz, mimo że Janek pracował równie ciężko, nie udało mu się zgromadzić aż takiej ilości drewna, jak poprzednio. Trzeciego dnia siekiera wydawała się już całkiem bezużyteczna. I choć Janek machał nią z zapałem, cięła niechętnie, odbijała się od pni i konarów. Pęcherze na dłoniach chłopca pękały, bolały i piekły żywym ogniem. Poszedł Janek nad rzekę, by ochłodzić strudzone ręce, opłukać je w zimnej wodzie i ukryć łzy. Ledwo tylko zanurzył w rzece palce, rozległ się znajomy szum. 

- Po coś, Janku, tutaj przyszedł? - zaszumiała rzeka - Dlaczego wrzucasz mi do wody swoje narzędzia? Zakłócasz spokój! Straszysz zwierzęta! 

       Janek kolejny raz zwierzył się rzece. Mówił, że drewna dla jego rodziny może i wystarczy, ale spiżarnia pusta, że niedługo z głodu umrą, jeśli nie uda mu się jakoś zarobić na jedzenie i że gdyby tylko miał ostrą siekierę, zdołałaby narąbać tyle drzewa, by je sprzedać i zdobyć pieniądze na kaszę, chleb i może skwarki. 

- Janku, dobre masz serce i pracowite ręce - odezwała się rzeka. - Siekierę ci naprawię, może nawet nową sprawię? Póki masz do pracy chęci, nie zabraknie ci pieniędzy. 

Ucieszony Janek spostrzegł, że siekiera rzeczywiście znów była ostra niczym brzytwa. Praca nią była łatwa i szła mu wyjątkowo dobrze.  

Narąbał Janek dość drewna, by je sprzedać ludziom. Za zarobione pieniądze kupił worek kaszy, cebulę i chleb. Gdy tylko siekiera się tępiła, szedł Janek nad rzekę, prosząc, by ta spełniła swoją obietnicę i naostrzyła mu narzędzie pracy. A rzeka nigdy go nie zawiodła i nigdy nie odmówiła. Ani głód, ani chłód nie groził już rodzinie Janka. Dzięki rzece i swojej pracy chłopak stał się wkrótce poważanym i cenionym drwalem. Stać go było na zakup konia i wozu, mógł zaopatrywać w opał nie tylko swoją wieś, ale i całą okolicę.  

   Od tamtego czasu minęło wiele lat, Janek do później starości z czułością mówił o rzece płynącej przez wieś "moja siekierka”. Nazwa ta  wkrótce rozpowszechniła się wśród ludzi tak bardzo, że już nikt inaczej nie mówił na rzekę jak właśnie “Siekierka”.